Listopad

Nienawidzę patrzeć w lustro lecz patrzę bo nie wiem czy popatrze tam jutro więc się śmieje
Nienawidzę patrzeć przed siebie bo drogi mam rozmyte jakby akwarele
Nienawidze patrzeć w ludzi przed sobą bo wiem że ich już nie zobacze nigdy
Przemijam ich na ulicy, przemijam ich w ciszy, przemijam ich bez twarzy - jakbym był jakiś kurwa szkaradny a idę bez maski po tej dziczy

To takie oczywiste pisać o śmierci w listopadzie
Czemu nie zrobiłeś tego nie wiem kurwa w styczniu
Bo nowy rok się rodzi a ile ludzi umiera?
Teraz dobiero łachy hipokryty ubieram
Jak mogłem sobie pozwolić na taki nietakt?
Jak mogłem sobie pozwolić na życie rapera?
Jak mogłem się śmiać do tego hajsu jak głupi do sela
Nie zagoi się do wesela. Po śmierci kurwa nic nie ma

Nienawidzę tej całej komercjalizacji tej całej pogonii kto na to kładzie nacisk
Nienawidzę kiedy wszyscy patrzą do góry ja widzę tylko chmury, żadnej buzi w tęczu
Żadnych kumpli,ziomków, Boga, rodziny przyjaciół
Nie widzę nikogo a kogo nie ma - przecież się kurwa w chmurach najebał - bo dziś nie jest jeszcze Andrzeja

Nie przebieram w słowach, lecz to moja filozofia
Tak wiele moich ludzi leży w grobach
Jeden przedawkował, drugi nie wytrzymał
Trzeci nie posłuchał - no skąd się znalazła tam ta jebana audica
Mam huśtawkę nastrojów jak bym kobietą był
Mam huśtawkę nastrojów jak - bym leczył się bo wciągał dym
Mam huśtawkę nastrojów jak bym zrozumiał że życia nie doceniam
Przecież tak jak mawiał Sydney coś jest a potem tego nie ma

To banalne tak mówić o śmierci w listopadzie
Kiedy handlarze biją na zniczach kilka baniek
Kręci sie biznes na śmierci - bo biznes na wszystkim ukręcisz
Tylko czy to wypada - zmarłym kurwa nie chodzi o prestiż
Zarośnięte lokum - nikt tu nie kosił już o przeszło roku
A może od dekady - tylko od kiedy ty jesteś martwy co?
To idiotyczne tak mówić mi lekko o śmierci i pisać o tym kawałek
A potem jeszcze wziąsc za to kasę - ta hipokryzja ma taki kurweski zasięg