O Jezu O Boże [Album]
Ey, ah
O Boże, o Jezu, ej, zaraz coś zniszczę
Odliczam ten czas jak tabletki w tym blistrze
Odliczam te dni, może kiedyś dzień przyjdzie
Gdzie rzucę tą pracę, nie będę w Matrixie
Dwa lata do przodu, Adisz samodzielny
Mam chatę, mam spokój, mam kocyk z bawełny
Sto koła na koncie, wciąż czegoś brakuje
Wszystko jest gicio, lecz coś denerwuje
Chcę więcej i więcej, lecz gdzie motywacja?
Ej, gdzie jest ten płomień, nie pytaj - zagadka
Czyżbym wypalił się na paru faktach?
Muszę odnaleźć se nowy cel, basta
Straciłem, zrobiłem, zniknąłem, wróciłem
Bawiłem, nudziłem się, hajs zarobiłem
Ej, hajs to nie wszystko, nie wykupisz szczęścia
Lean znów przestał klepać, to sięgam po perka
Jestem swym bratem i jestem swym wrogiem
Decyzje, rozkminy, jestem filozofem
Ej, robię coś teraz, przerzucam na potem
Czasem leniwy, czasem kapię potem
Ej, czasem melisa, a czasem sprite z błotem
Czasami na siłce, czasem shot za shotem
Pozdrawiam cię bracie, zacząłem to z Gottem
Gdyby nie WiFi, to stałbym pod blokiem
Chuj, lecę dalej ten track bez refrenu
Dzieciaki bez grosza pierdolą: ty cwelu
Bo gadkę tą samą mam od lat już wielu
Bo lubię tabletki i pływać w becelu
Zrozum dzieciaku - chcę zainspirować
Ja gadam do majka, nie muszę pracować
Goń życie, masz jedno, czas przestań marnować
Korzystaj z dnia mądrze, bo każdy to nowa przygoda
Ej, a jak nie to zdychaj skurwysynu
I żyj sobie w tej pierdolonej pętli
Dzień w dzień to samo
Ale chuj, nie oceniam, skoro tak lubisz to spoko
Jesteś panem swojego losu
NBS, yo