Determinacja
Mam tylko scenę jeden majk przepity wokal
I problemów przez to dość żeby już tego nie kochać
Ale determinacja a nie żal płonie w oczach
Los trzymam wciąż w dłoniach wierzę w nie a nie w boga
Jestem gościem spod klatek z ławek kradzieży w sklepach
Osiedla wpływały na mnie po latach gram rap na rewanż
Jestem gościem z klubów wywiadów czy skąd tam znasz mnie
Bo nie miałem na zbyciu życia by je topić w miejskim bagnie
Nie wierzę w siły wyższe los rękę pana
Wierzę w decyzje by coś zmieniać lub ich brak by się użalać
Ja podjąłem kilka cięższych wierz mi od pierwszych tekstów
Zajęło mi przeszło 10 lat by być w tym miejscu
Wciąż w chuj przeszkód i wciąż nie szukam wymówek
W drodze na szczyt nie dziwi mnie że wszystko jest pod górę
Przynajmniej wiem że to wciąż dobry kierunek
Jestem upartym skurwielem rozumiesz? Będzie jak chcę
Nieważne ile trudu przyjdzie mi nieść brat
Wiem że któregoś dnia się ziści ten sen ja
Odejdę w zwykły dzień spokojnie bez łez wam
Zostawię upór byś i Ty mógł żyć jak chcesz jeszcze raz
Nieważne ile trudu przyjdzie mi nieść brat
Wiem że któregoś dnia się ziści ten sen ja
Odejdę w zwykły dzień spokojnie bez łez wam
Zostawię upór byś i Ty mógł żyć jak chcesz jeszcze raz
Drażni mnie pieprzenie że coś silniejsze od Ciebie
Nie daje Ci wziąć się za siebie czy spełnić marzenie i
Czasem sam siedzę nie mając siły iść dalej
Ale mogę coś z tym zrobić lub robić z siebie ofiarę
Wstaję Ty w co masz wiarę brat? Ja w końcu w siebie
Choć od dziecka czułem strach choćby i przed własnym cieniem
Doświadczenie nauczyło mnie jak nie ulegać
I działać mimo strachu skoro nie umiem się nie bać
Nie mam pretensji do świata że nic mi nie dał
O marzenie trzeba walczyć nie czekać aż spadną z nieba
Miałem nielekki start bez perspektyw czy znajomości
Ale upór to więcej niż talent gdy wokół przeciwności
Gdybyś mógł poczuć to za każdym razem jak ja
Gdy Pezet Mes czy Sokół wchodzą na scenę grać rap
Jak milion skrzydeł w klatce nie trzeba być hazardzistą
By przysiąknąć uczuciem co każe Ci stawiać wszystko
Nieważne ile trudu przyjdzie mi nieść brat
Wiem że któregoś dnia się ziści ten sen ja
Odejdę w zwykły dzień spokojnie bez łez wam
Zostawię upór byś i Ty mógł żyć jak chcesz jeszcze raz
Nieważne ile trudu przyjdzie mi nieść brat
Wiem że któregoś dnia się ziści ten sen ja
Odejdę w zwykły dzień spokojnie bez łez wam
Zostawię upór byś i Ty mógł żyć jak chcesz jeszcze raz
Zaczynam od gościa w lustrze ustalam z nim zmiany planów
Porażki biorę na siebie nie dam tej satysfakcji światu
Wszyscy się boją gdy patrzą na dni przed sobą
Jedni że w ogle nie zaczną żyć inni że umrą młodo
Jak starcza Ci klęczeć to proszę żyj wiecznie
Ja chcę żyć po swojemu albo odejść przedwcześnie
Bliscy by chcieli bym wybierał bezpiecznie
Ale statki nie powstają by stać w portach bezsprzecznie
Nie mówię o wieżowcach już brak im wiary
Im dla mnie niemożliwe wciąż nic nie znaczy
Wciąż jednak to słowo jest ukochane przez masy
Powtarzają je jak mantrę zamiast wziąć się do pracy
Ja odrzucam zazdrość i płytką spektakularność
Robię swoje w cieniu tych co szybko wschodzą szybko gasną
Z determinacją którą mam wyżłobiłbym wielki kanion
Jak czegoś pragniesz podnieś dłoń powtórz za mną
Nieważne ile trudu przyjdzie mi nieść brat
Wiem że któregoś dnia się ziści ten sen ja
Odejdę w zwykły dzień spokojnie bez łez wam
Zostawię upór byś i Ty mógł żyć jak chcesz jeszcze raz
Nieważne ile trudu przyjdzie mi nieść brat
Wiem że któregoś dnia się ziści ten sen ja
Odejdę w zwykły dzień spokojnie bez łez wam
Zostawię upór byś i Ty mógł żyć jak chcesz jeszcze raz