Drugi Oddech
I don't know
Z nami nie strach, a stres, w płucach benzen
Na łbie siwieje włos
To inny czas, inne miejsce, inny papieros
Nie pali złość
Co wcześniej paliła na wskroś i jeśli
Złapałeś szczęście
Szczęścia nie wypuszczaj z rąk
Sprzyja nam los podobno
Spijamy to na chłodno
Rany się jończą gdy witamy się z rozłąką
Nie jeden błąd pchnął w toń
Skąd nie wyprowadził Tom Tom
Niebosa łkają - betonowe lasy mokną
W przód krok, z tyłu zostaje Rubikon
Nadal chętnie przesiaduje w miejscach
Gdzie Vifon i Pikok
Gdzie tetrahydrokannabinol walczący ze schizą
Bo nie chcę słuchać tych typów obitych pychą
Sztacham się chwilą, myśli jak żmije wiją się
Przestałem przejmować się tym co nie istotne
Za oknem ciągła walka - mrok kontra słońce
A ja nareszcie mogę wziąć drugi oddech!
I don't know
Mijam martwy punkt
Wzdłuż własnych dróg nie marsz a sprint
Gra Marshall mi na dworze gis
A w TV pada kit nie straszna żadna fatwa mi
Póki prawda na taktach
Łapczywie wciągam wolność jakbym właśnie
Zwiał z Alcatraz przekuwam w cele sny
Niech świt na start pcha
I jeśli wygram życie
To na bank ktoś przegra zakład
Ogarniam galimatias
Jak ta ćma do światła lecę
Nade mną czuwa czujne oko choć nie z Aifam PC
Dalej mknie karawana
Gram według własnych partytur
Voila, Crash Bandicoot
W etapach życia działam
Tacham jak kulis bagaż
Jak ty mam trupy w szafach
Generacja Goonies
Lekko struty wyrzyguję marazm
W koło komediodramat, kolo łeb leczy blala
Stres zafunduje mi zawał
Sporo spoczywa na nas
I nie ma opcji by odpuścić
Choć w trawach zgraja węży syczy
I rządzą nami głupcy!
I don't know
Gramy według własnych partytur i choć
Bez lakmusu znamy pH (pecha)
Czasem się nam farci
W chuj uparci szkicownicy własnych dróg
Własnych snów to nie nas tchórz wykarmił