Death
Igły w ciele, trafili nie w ten meridian
Każda komórka w moim ciele jest już nieżywa
Świat pełen złudzeń i pełen sennych ludzi
Spełniam marzenia więc nawet tu mi
Się nie śni obudzić
Minął już rok od tylko gdybam
A nadal chodzę zagubiony
Przestałem się o byłą pytać
I wraca do mnie jak upiory
Widzę demony wszędzie chcą mnie opętać
Każdy z nich ciągle mi
Wypomina o starych błędach
Moje ambitne nadzieje to nadzieja
Żeby mieć jakieś ambicje
Nigdy nie przestanę mówić prawdy
Prędzej zamilczę
Moje ciało to blizna na bliźnie
Chodzi za mną blady cień
Ogień z iskry mych perspektyw
Dawno wypalił się
A, ciągle słyszę że jestem tu nieprawdziwy
Cierpię na serio, weź zrozum znaczenie ksywy
Mówią że jestem smutny na pokaz i
Żebym był sobą przez chwilę
Jak przestane dawać te smutne
Numery to znaczy
Że pewnie już dawno nie żyje
Młody mcmurphy ręcę trzymają więzy
Nie chcesz immersji tyle wzlotów
Musi dobrze zmęczyć
Tyle krawędzi dróg do zniszczenia derwisz
Czy zamknąłem drzwi śmierci sprawdzam
Osiem razy bo upewnić
Się muszę pamięć rozbita jak te butelki
Sztuka wojny zawsze w parze
Idzie z ars moriendi
Chcą bym przegrał krzyczę nigdy nigdy
Te demony w przejściach krzyczę nigdy nigdy
Tyle narobiłem sobie ran oni ponoć
Nie chcą tego słyszeć
Teraz ich to boli ale kiedy mnie łamali
To czekali sobie jedynie na wyciek
Lub wyskok pizdo to nie widowisko
Tylko chcieli żebym zniknął więc
Co się dziwisz
Że stałem się kurwa tym iluzjonistą
Doba za dobą przez oceany mam kurs
Ty dasz mi słowo a ja ci może dam ból
W okół rekiny na tym kajaku wśród łez
Nie mają siły obok chcę
Moim bliskim dać brzeg
Ej, mamy serca skute lodem
A nadzieje w strzępach
Nawet nie pytaj co czuję w sobie
Bo sam siebie nie znam
Życzenie "sto lat" mi - brzmi
Jak viva la muerte nie słucham porad ich bo
Nigdy nazwę życia szczęściem nie czuję nóg
Nie wiem kiedy stawiam te kroki w tył
Chore ambicje, chore nadzieje
Ja to chory typ
Chyba czas na mnie i chyba się spóźnię
Każdy żyje przeszłością gdy jako
Jedyny się martwię jutrem