Paczka
Byłem w tej paczce co lubiła siadać na trawie
Żeby popatrzeć stąd czy niebo na nas nie spadnie
Wieczór to psałterz latem
Ma każdą barwę z palet
I kiedy słońce zajdzie za horyzontem znajdzie nowy początek (amen)
Nowy porządek zamień na dziwolągi z marzeń
Niech mowę rwą ich fale
Jak każdy zostać chciałem tam już na zawsze ale
Lat niewinności pacierz dawno się skończył
Jak siedzisz na kasie to wiesz co jest grane
To więcej niż areszt ej jak mierzyć się z czasem
Nie liczyć się z hajsem czy życie bez zmartwień jest droższe czy tańsze
Czy życie bez manier jest po prostu chamstwem
Chciałem być sobą ale nieraz przegrywałem walkę
Ze swoją głową jakbym cierpiał na polikefalię
Są tacy co pomogą ale najważniejszą prace
Musi wykonać twoje serce nie ich lamentacje
Jest parę pytań we mnie których nigdy nie wyciszę
Dlaczego tamten musiał odejść a ja dalej żyję
Dlaczego rówieśnicy lubili mnie ich rodzice
Zawsze mówili lepiej uważaj z tym towarzystwem
Dlaczego to ja raczej sobie jakoś poradziłem
Dlaczego dla jej starych stanowiliśmy margines
Chociaż to nie ja zamieniłem szkole w macierzyńskie
Chociaż to nie ja wieczorowo goniłem ambicje
Miałem pragnienia dziwne niczym alfabet z liter
Których nie uczą szkole których nie uczą nigdzie
Łatwo to przekuć w fobie trudniej to przekuć w życie
Trudno się czyta wizje kiedy są przez to inne
Mówią „poczekaj chwilę" próbuję kolejną szansę
Jak skasowany bilet wykorzystać na przypale
Ścigają mnie kanary pewnie że nie na wakacje
Kolejni komornicy rozbijają się o ścianę
Mieszkamy z siorą na pół sorry za te wszystkie akcje
Jakieś stypendium ale na razie tylko socjalne
Nikt nie tłumaczył jeszcze że da się jakoś inaczej
A zresztą kurwa i tak wszystko tutaj pachnie wałem
Gdy słoik pełen łez z niezagojonych ran
Tonę jak zmięty pet w morzu zlewek po melanżach
Znowu obity łeb mam a mogłem przecież spać
Zamiast się spity drzeć i szlajać do białego rana
Gdy słoik pełen łez z niezagojonych ran
Tonę jak zmięty pet w morzu zlewek po melanżach
Znowu obity łeb mam a mogłem przecież spać
Zamiast się spity drzeć i szlajać do białego rana
Niejeden z paczki dziś wolę substancji spełnia
Ciągi reakcji w nich znów łamią podniebienia
Miękki jak kaszmir trip a potem twarda ziemia
Neuroprzekaźnik film kręgosłup spięty w stelaż
Widać po twarzy wstyd co się obnażył nieraz
Mnie się ten spławik śni po nocach aż do teraz
Klatki upalnych chwil wieńczy polarny letarg
A my jak gady w nich kto wyrwie z odrętwienia
Kto wyrwie z odrętwienia
Kto wyrwie z odrętwienia
Kto wyrwie z odrętwienia
Kto