Opowieść o mgłach
Na zbój wyruszyli
Dwaj harnasie młodzi
Mkną halami mkną wierchami
Samo zło ich wodzi
Przypadli z północka
Na Liptowską stronę
„Tutaj będzie nam się darzyć
Szczęście znalezione"
Pukają do okna
Pukają do bramy
„Otwórzże nam karczmareczko
Witamy witamy"
Pukają do okna
Pukają do bramy
„Otwórzże nam karczmareczko
Witamy witamy"
„Ja wam nie otworzę
Ani też nikomu
Matkę dzisiaj pochowałam
Sama jestem w domu
Matkę pochowałam
Ojciec padł na wojnie
A bratowie na Uhersku
Zbijają spokojnie"
Wytłukli jej szyby
Potrzaskali wrota
Włamała się do izdebki
Niesforna niecnota
Wytłukli jej szyby
Potrzaskali wrota
Włamała się do izdebki
Niesforna niecnota
„Hejże miłosierdzia
Nie macie nade mną
Bodajby was mgła pożarła
W dzień nie w nockę ciemną
Mam ci ja kochanka
Panuje nad mgłami
On mnie pomści i zaleje
Mgławymi falami"
Wracają harnasie
Ze szczęściem w kieszeni
Słońce wstaje aż im oko
Radością się mieni
Wracają harnasie
Ze szczęściem w kieszeni
Słońce wstaje aż im oko
Radością się mieni
A za nimi zdąża
Towarzysz jedyny
Wolnym krokiem szybkim skokiem
Kochanek dziewczyny
Z wolna się otwiera
Głaźny źleb ponury
Na czworakach wypełzają
Pokłębione chmury
Stała rzecz się stała
Która stać się miała
Jeden zginął drugi zginął
Przepadły ich ciała
Stała rzecz się stała
Która stać się miała
Jeden zginął drugi zginął
Przepadły ich ciała
Tego rozdarł niedźwiedź
W Krywańsklej uboczy
A tamtemu gdzieś orłowie
Wydziobali oczy
Nie wrócili do dom
Harnasiowie młodzi
Gdzieś po halach gdzieś po wierchach
Samo zło ich wodzi