Jenny Korsarka
Szanowni panowie jak kufle tu zmywam
I sprzątam co po was zostało
I jestem na każde żądanie i każdy gest
Bo ten hotel parszywy przystanią moją jest
Ale wiecie o mnie strasznie mało
Ale wiecie o mnie strasznie mało
Lecz któregoś wieczoru cały port
Przetnie dziwny wiatru jęk
Ktoś spyta
Co to za dźwięk
A ktoś inny widząc uśmiech mój spokojny
Szepnie ach ten spokój budzi lęk
Wtedy okręt o siedmiu żaglach
I czterdziestu armatach
Wyłoni się z mgły
Szaf krzyknie do kuchni marsz na co się gapisz
Wy nędzne napiwki mi dacie
I pójdę do pracy za grosze i marny wikt
Lecz tej nocy na pewno nie zaśnie tutaj nikt
Chociaż jeszcze mnie nie rozpoznacie
Chociaż jeszcze mnie nie rozpoznacie
Właśnie tego wieczoru cały port
Opanuje groźny wrzask
Ktoś spyta
Co to za dźwięk
A ktoś inny widząc uśmiech mój spokojny
Szepnie ach ten spokój budzi lęk
Wtedy okręt o siedmiu żaglach
I czterdziestu armatach
Salwą rozedrze noc
Szanowni panowie czy śmiać się zechcecie
Gdy będzie czerwony kur szalał
Dla miasta przyniesie on apokalipsy czas
Wszystko legnie w ruinie i ujrzy każdy z was
Że jedynie hotel ten ocalał
Że jedynie hotel ten ocalał
Jasność łun rozświetlił nocy mrok
Świt zasnuje dymów czerń
Ktoś krzyknie
To śmierci cień
A ktoś inny widząc uśmiech mój wyniosły
Szepnie ach to jej tryumfu dzień
Wtedy okręt o siedmiu żaglach
I czterdziestu armatach
Oprze burtę o brzeg
A kiedy piraci na ląd zejdą z bronią
By mścić się mordować i grabić
Skowyczeć będziecie i łbami walić w bruk
Lecz w kajdany was skują i rzucą mi do nóg
I spytają kogo mamy zabić
I spytają kogo mamy zabić
Straszna cisza wypełni cały port
Tylko echo z piekieł dna
Powtórzy kto umrzeć ma
A ja wtedy bez wahania powiem wszyscy
I przy każdej ściętej głowie krzyknę hop la
Wtedy okręt o siedmiu żaglach
I czterdziestu armatach
Zabierze mnie w dal