Ballada podwórzowa o przegranym Mussolińszczaku
Był Mussolińszczak Benitem zwany
Odstawiał fason ważniakiem
Razem z Adolfem i faszystami
Chciał zapanować nad światem
O nim to właśnie jest ta opowieść
Bo wielka była tam draka
Kiedy przyleciał z Anglii bombowiec
To wszystkim napędził stracha
Żona Benicie robi rabany
Z talerzy skorupy lecą
A dzieci płaczą Tatuś kochany
Skończże ach skończże z tą hecą
Benito krzyczy Zwariuje z wamy
Milczeć bo zamknę do ula
I złapał czapkie i trzasnął drzwiami
I zaraz leci do króla
Królu ach królu co robić mamy
Bałagan rośnie co chwilę
Wszystko w drebiezgi pójdzie z bombamy
Churchill zabiera Cycylię
A król go rugnął temy słowamy
I sklął jak jasna cholera
Kiedyś powiada był taki cwany
To idź się radzić Hitlera
I zaraz za drzwi wypchnął Benita
I mówi Żegnam się z panem
Więc wziął przepustkie trochie koryta
I leci europlanem
Adolf go słucha widzi że krewa
Że oś mu pęknąć gotowa
Niby całuje niby się gniewa
I w te odzywa się słowa
Drogi Benicie sie nie rozczulaj
O tobie ach nie zapomnę
Zabieraj wojsko czołgi i króla
I dymaj prościutko do mnie
Wraca Benito z nadzieją w oku
A tu znów ogromna chryja
Nikt nie chce jechać z nim do Adolfa
Nie przetłomaczysz im nijak
I król na niego wojsko na niego
Żona na niego i dzieci
Wykołowały go na całego
Że nie wie sam gdzie ma lecieć
Wieje i wieje dniamy nocamy
Cykorie kręcąc na pudy
Taki to koniec jest z faszystamy
Co nie słuchali się ludu