Paranoja
Tak bywa jeden dzień jedna chwila
Jeden moment nagle wszystko się urywa
W środku nocy budząc się niepewnie
Spoglądam w myśli i we własne przepowiednie
Zasypiając po raz setny mam sen o przeszłości
Tak miało być gdyby nie błędy młodości
Po upływie czasu wiem że mogło być lepiej
Ale to już przeszłość nie patrzę za siebie
Wierzę w przeznaczenie ale mogę je oszukać
Po raz kolejny mówię że wiara czyni cuda
Choć do optymizmu jeszcze długa droga
Mój realizm pozwala twardo po ziemi stąpać
Co było wczoraj wolę nie pamiętać
Przede mną dzień dzisiejszy a już przed jutrem uciekam
Bo kiedyś to jutro zamieni się we wczoraj
I znowu dopadnie mnie ta chora paranoja
Że miałam coś zmienić że ten dzień miał być lepszy
A tymczasem znów musiało się coś spieprzyć
Co z tego że krok w przód jak dwa kroki do tyłu robię
Ja zamykam to w sobie
Zasypiam jestem jakby w amoku
Wraca sen o wczoraj choć chcę mieć święty spokój
I patrzysz w moje oczy i widzisz przerażenie
Czekam nadziei w którym przyjdzie ukojenie
Zasypiam jestem jakby w amoku
Wraca sen o wczoraj choć chcę mieć święty spokój
I patrzysz w moje oczy i widzisz przerażenie
Czekam nadziei w którym przyjdzie ukojenie
Czasem miewam chwile załamania jak każdy
I nie mogę powiedzieć że moje życie jest bez skazy
Wracam do dni analizuję je dokładnie
Choć nic już nie zmienię wyrzucam gorzką prawdę
Stoję nad przepaścią czuję cholerną pustkę
Będę sprawdzać tętno kiedy się obudzę
Już nie mam snów normalnych tak jak każdy
Może to wytwór mojej chorej wyobraźni
W powietrzu czuję pieprzone przeznaczenie
Więc wolę być ostrożna badam pod nogami ziemię
Choć w snach często tego gruntu nie czuję
Znowu spadam chwili ciszy potrzebuję
Boję się zasypiać bo nie wiem co mnie czeka
Wciąż się zastanawiam czego mogę się spodziewać
Ten chory koszmar jest jak sen na jawie
Zasypiam jestem jakby w amoku
Wraca sen o wczoraj choć chcę mieć święty spokój
I patrzysz w moje oczy i widzisz przerażenie
Czekam nadziei w którym przyjdzie ukojenie
Zasypiam jestem jakby w amoku
Wraca sen o wczoraj choć chcę mieć święty spokój
I patrzysz w moje oczy i widzisz przerażenie
Czekam nadziei w którym przyjdzie ukojenie
Sen o wczoraj w nim umieram nieświadomie
Budzę się niepewnie odganiając paranoję
A kiedy zasypiam to zwykle się boję
Że znowu spadnę w dół lub zwyczajnie spłonę