Z kości i krwi
Mogę dłonią dotknąć nieba
Piekła dotknąć ręką
Dotknąć piosenką
Bo z Ziemi wszędzie blisko
Mogę poczuć to wszystko
Bom z kości i krwi
Gdy drwi ze mnie los
Rzuca na stos w ogień
Jakby był bogiem
Bym spłonął w cierpieniu
Zamknięty w cichym więzieniu
W lochu bastionu
Mej własnej twierdzy
Rozpostarty między dobrem a złem
Ja dobrze wiem co wybrać łatwiej
Co świeci jaśniej
Co prędzej zgaśnie
Zabrałeś z mego domu ciepło
Wszystko w nim zdechło
Zabrałeś piękno
I zmusiłeś bym klęknął
Potem wziąłeś mi pewność
Zabrałeś jedność
Wydarłeś mi pół serca
Jak drapieżca
I nie mam dla siebie miejsca
Stałem tak martwy
Ze snu wydarty
Stałem uparty
Nie wierząc zmysłom
Nie wierząc że to wszystko prysło
Że wziąłeś radość wziąłeś śmiech
Że stało się zadość karze za grzech
Wziąłeś miłość bym zdechł
I padłem krzyżem w mroku
Szukałem jej dotyku jej wzroku
Chłonąłem chłód bezskutecznie
Umarłem bo wierzyłem
Że miłość trwa wiecznie
Nieczekany wzrok niknie w szafie
Myślałam że to potrafię
Niepotrzebne ciepło
Mych ust i rąk wyplute w kąt
Ktoś zbije szkło
Wiatr zdmuchnie piach
Poczuje strach
Zdławiony krzyk
Sercowej niszy o mnie usłyszy
W objęciach rozpaczy
Człowiek który nic nie znaczy
Który walczy
Choć wie że to nie starczy
Modliłem się głośno ze złością
Przybity bezradnością
Błagałem błękit
By uwolnił mnie od męki
Zamiast duszy miałem otchłań
I bolała mnie pustka ogromnie
Bałem się spotkań
Wspomnień co wracają do mnie
Bałem się spać w nocy
Otworzyć oczy
Jak w trumnie zamknięty
Z chmur zdjęty przeklęty
Puch marny zdepnięty
Jak duch wstrętny i zimny
A przede wszystkim winny
Mijały dnie i noce za oknem
Od łez zmokłem
Siedziałem bezradny i czarny
Bezwładny marny
Smutek popijałem żalem
Chociaż nie chciałem
Na dnie piekła
Skąd żadna dusza nie uciekła
I trwałem tak bierny niezmienny
Coraz mniej wierny
Aż zobaczyłem śmierć
Przyszła do mnie
Usiadła obok i rzekła słowo
Swą dziwną mową
Zabrała głuchą rozmową niepokój
I nastał spokój
Nieczekany wzrok niknie w szafie
Myślałam że to potrafię
Niepotrzebne ciepło
Mych ust i rąk wyplute w kąt
Ktoś zbije szkło
Wiatr zdmuchnie piach
Poczuje strach
Zdławiony krzyk
Sercowej niszy o mnie usłyszy
Ziarnko po ziarnku
Zmieszane z krwią miliony
Blakną me łzy
Ujrzę lustro w którym tak pusto