Pożegnanie z Marią
W tę noc siedzę sam
Na zegarze 5:55 przypadek
Zimna herbata roztopione Toblerone
Słodycz i gorzkość jak w życiu Coelho
Czuję Twój zapach jakbyś stała przy mnie
Nie dziw się że nie wiem o co chodziło w tym filmie
Emanowałaś namiętnością skroploną winem
Wiem że pachniałaś jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
Zły świat stanął między nami zabrali Ciebie mi
Ciebie winić nie mógłbym bo ludzie ci są źli nie my
Ten herbaty łyk przypomina wieczory
Tak intensywne jak kolor Twych paznokci
Mam tysiąc Twoich zdjęć na mym podręcznym komputerze
Na każdym z nich tak świeża jak pierwsze wrażenie
Nie chciałem nic przegapić pełnymi garściami
Chwytać każdy czas z tobą jakby był ostatni
I unieruchamiają Ciebie wkładają głowę w imadła
Obcinają Ci powieki i wtryskują chemikalia
I obracają Ciebie żeby poderżnąć Ci gardło
Wcześniej wbijają na hak i tak wiozą ponad halą
I trzymają Cię w tłoku tną palce przy nogach
Żebyś nie mogła się ruszać choć i tak byś nie mogła
I karmią Cię przez rurkę włożoną do gardła
I trzymają Cię po ciemku żebyś nic nie widziała
Oddają Cię napromieniowaniu i każą
Każą stąpać Ci po rozgrzanym metalu
Rażą rażą prądem jak chcesz przytulić swe dziecko
Że zaczynasz się go bać i nim bijesz o beton
I zamykają Ciebie w drewnianych klatkach
Żebyś nie mogła uzupełnić braku żelaza
I podrażniają skórę aż się pokryje we wzorach
Moja miła pamiętaj że Cię kocham