Piękno
Uwielbiam cię jak nocy kopułę surową
O naczynie żałości o wielka niemowo
Im bardziej mnie unikasz tym bardziej za tobą
Szaleję moich nocy okrutna ozdobo
I im bardziej przewrotnie mnożysz odległości
Co dzielą me ramiona od błękitnych włości
Więc ruszam do ataku z przekorą zuchwałą
Niby mrowie robaków na umarłe ciało
I miłuję o moja krwi chciwa władczyni
Nawet ten chłód co jeszcze piękniejszą cię czyni
Pięknam jest o śmiertelni niby sen z kamienia
A pierś moja co rani niejednego w świecie
Na to tylko stworzona by wzbudzać w poecie
Miłość wieczną i niemą jak sam sens istnienia
Wśród błękitu jaśnieję jak sfinks niezbadany
Serce śnieżne z białością łabędzi zrównuję
Ruch mi jest nienawistny bowiem linie psuje
I płacz mi obojętny i śmiech mi nie znany
Poeci podziwiając me kształty wspaniałe
Jakby z najbardziej dumnych przejęte pomników
W trudach gorzkich dociekań trawią życie całe
Bo mam by tych cierpliwych olśnić miłośników
Zwierciadła które światu przydają piękności
Oczy me wielkie oczy wieczystej światłości
Je t'adore à l'égal de la voûte nocturne
Ô vase de tristesse ô grande taciturne
Et t'aime d'autant plus belle que tu me fuis
Et que tu me parais ornement de mes nuits
Plus ironiquement accumuler les lieues
Qui séparent mes bras des immensités bleues
Je m'avance à l'attaque et je grimpe aux assauts
Comme après un cadavre un chœur de vermisseaux
Et je chéris ô bête implacable et cruelle
Jusqu'à cette froideur par où tu m'es plus belle
Poeci podziwiając me kształty wspaniałe
Jakby z najbardziej dumnych przejęte pomników
W trudach gorzkich dociekań trawią życie całe
Bo mam by tych cierpliwych olśnić miłośników
Zwierciadła które światu przydają piękności
Oczy me wielkie oczy wieczystej światłości
Więc ruszam do ataku z przekorą zuchwałą
Niby mrowie robaków na umarłe ciało
I miłuję o moja krwi chciwa władczyni
Nawet ten chłód co jeszcze piękniejszą cię czyni